Austria
Wiedeń uważam za trochę nudny. Wiedeń sobie zbudowali w jednym okresie, gdyśmy byli pod zaborami, a że nie tylko my a cała środkowa Europa, to były środki by zbudować całe miasto. Wyszło im ładnie i tak zostało. Nic nie muszą budować, a tylko sobie to odmalowywać. To z jednej strony wspaniałe i zachwycające i pierwszy dzień w Wiedniu to zachwyt nad pysznością architektury. Na drugi dzień spotykając wciąż ten sam styl architektury, już się przyzwyczajasz. Na trzeci dzień zaczyna się wydawać to troszeczkę nudne, te tysiące takich samych kamienic pomalowanych równo na stonowane kolory. Każda pojedyncza kamienica postawiona w Warszawie byłaby ozdobą, ale w takiej masie to zniechęcające.
W Wiedniu najwięcej zdjęć zrobiłem w muzeum które nazywa się MAK, MAK i już (łatwe do zapamiętania i warte zapamiętania) to takie muzeum designu, mebli. Obrazy nieliczne. Oczywiście secesja wiedeńska, ale to szerszy przegląd przez wieki i strony świata. Poszliśmy tam zaraz po śniadaniu i zastanawiałem się czy już będzie otwarte, a wyrzucili nas na siłę gdy zamykali. Przez kilka godzin można było obejrzeć tylko pobieżnie zbiory, nie było czasu, by do czegoś wrócić i bardziej postudiować. Oglądałem, pstrykałem fotki, by choć coś sobie utrwalić, ale oni "złośliwie" porobili w salach jakieś piwniczne światło i wszystkie zdjęcia technicznie są do niczego. Ale dla mnie i te zamazane są cenne bo przypominają skarby jakie widziałem.
W pobliżu muzeum jest park ludowy, wart spaceru, lecz też przy samym muzeum jest na ławkach parkowych sypialnia bezdomnych, przykry to widok, gdy w tak bogatym Wiedniu nie dla wszystkich starcza domów.
A zbiory malarstwa to w Wiedniu mają wspaniałe, tym razem jak wspominałem wyłgałem się od kolejnego zwiedzania Muzeum Historii Sztuki, ale zbiory malarstwa są tam nieprawdopodobnie bogate i są tam 2 takie portrety Velazqueza, że ciągną mnie jak magnes. Ale przecież to nie jedyne muzeum. Po pierwszej wojnie światowej do teraz Austria to jedno z małych państewek Europy Środkowej, ale przedtem, przez wieki to jedno z przodujących państw świata, nic więc dziwnego, ze maja trochę uskładanych niezłych obrazów.
Te napuszone gmaszyska przy Ringu i całe ulice wypełnione budynkami w tym samym stylu to zachwyca chwile, by szybko spowodować znużenie. Myślę, że i stąd szalona popularność Hunderwassera. Skoro jeden gość przełamał nudę tych kamienic to niezależnie jak mu wyszło to za ta odwagę wielka mu chwała. Gdy ten dom powstał byłem byłem nim zachwycony, Hunderwasser stał się dla mnie odnowicielem architektury. Jakoś z czasem spadał mi zachwyt tym artystą, że to taka ozdóbka, a w sumie mało ważne że przedszkolne kolorki. Teraz gdy to zobaczyłem na własne oczy trochę mi wrócił szacunek dla jego pracy. Na żywo zobaczyłem ile tam jest jednak myślenia, ile pomysłów, ile ciekawych detali. To nie jest tylko taka powierzchowna skórka, ale ze to naprawdę architektura niosąca jakąś ideę.
A wizyta w dzielnicy Spittelau w spalarni śmieci przekonała całkiem do Hunderwassera. Zmienić w sztuke budynek o tak nie pociągającej funkcji to trzeba mieć wielka wyobraźnię. Ten budynek pokazuje, że wszystko może stać się ozdoba miasta, nawet to co gdzie indziej stara się wstydliwie ukryć, to tylko kwestia ducha, a nie jakiś innych warunków.
Jeden z wieczorów spędziliśmy w sposób bardziej ludyczny w wiedeńskiej karczmie (heuriger) ze śpiewem, tańcem i winem. Wspaniały wieczór, bo w niewielkiej salce jest bezpośredni kontakt z artystami, nie potrzeba żadnych wzmacniaczy i elektroniki, stoją koło ciebie i chcą swą sztuka cię zabawić, to piękne i wzruszające. Na wzgórzach koło Wiednia są winnice, które dają podstawę do wytwarzania zaskakująco dobrych o bogatym aromacie win. Winnice są gęsto przetykane gospodami (heuriger) gdzie ściągają licznie Wiedeńczycy i turyści. W jednej z knajp pan Wolff urządza wieczory z występami muzycznymi. Choć wszyscy są w jednej sali to istnieją 3 rodzaje biletów w zależności od rodzaju wybranego poczęstunku. Poczęstunek roznosi w austriackim stroju ludowym śliczna Wietnamka. Jedzenie nie było godne by wybrać tam się specjalnie dla niego, ale na jakości win nie oszczędzano, żadna kolejna karafka nie umknęła oku pana Wolffa. Artyści występują zaś z równym sercem dla wszystkich i tu też czujne oko szefa kontrolowało wszystko, ale i tu na jakości nie oszczędzano.
Drugi wieczór muzyczny spędzony bardziej zwyczajny w operze na Carmen.<
Jest to ogromna, podmiejska, letnia siedziba cesarzy. Gdy dotarliśmy do Shonbrunn, to po pierwsze zaszokowany byłem ilością turystów. Tysiące, tysiące ludzi. Pałac można zwiedzać, ale zwątpiłem w sens tego zwiedzania, bo jak się będzie można przepchać w tłumie by coś zobaczyć. Kolejka po bilety też ciągnąca się w nieskończoność, na szczęście poza ludzka kasa, stał szereg automatów w których można było kupić po krótszym staniu. Na bilecie jest drukowana godzina wejścia i nam wypadła za 3 godziny. Przez te 3 godziny udało nam się zobaczyć tylko skromny kawałeczek parku. Miałem na nią dużą ochotę, na zwiedzenie palmiarni, ale teraz była w remoncie tylko troszkę zaglądałem przez okno.
Zwiedzanie pałacu. Na szczęście nie spełniły się moje obawy, ze będą mnie przeganiać z sali do sali, a ja będę musiał tylko patrzeć by na nikogo nie wpadać w tłumie, a na zabytki nie będzie czasu spojrzeć. Zrobili sobie system bezobsługowy, idzie się praktycznie w szklanej obudowie, może to mało romantyczne, ale nie ma przynajmniej obsługi która cie goni z sali do sali. A jest na co się pogapić. Wzięliśmy dłuższa trasę 40 pokoi, ale to i tak nic, bo pałac ma pokoi 1400 :-)